Lwów.
Dotarliśmy tam o 6 rano (biorąc pod uwagę różnicę w czasie to właściwie o piątej) po prawie nieprzespanej nocy w autokarze. Dworzec kolejowy wygląda jak pałac- wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ukraińskie dworce kolejowe to takie architektoniczne cudeńka...A dalej prawdziwa przedwojenna metropolia- szerokie brukowane ulice, mnóstwo zieleni i stara część miasta, która ciągnie się i ciągnie.
Dotarliśmy tam o 6 rano (biorąc pod uwagę różnicę w czasie to właściwie o piątej) po prawie nieprzespanej nocy w autokarze. Dworzec kolejowy wygląda jak pałac- wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ukraińskie dworce kolejowe to takie architektoniczne cudeńka...A dalej prawdziwa przedwojenna metropolia- szerokie brukowane ulice, mnóstwo zieleni i stara część miasta, która ciągnie się i ciągnie.
Otwierałam szeroko ze zdziwienia zaspane oczy. Spodziewałam się miasta, które rozdziera serce- bo takie piękne a tak bardzo zaniedbane... A zobaczyłam miasto zachwycające, klimatyczne, urokliwe. Więc robiłam zdjęcia napotkanym kamienicom, a za rogiem czekały kolejne, jeszcze piękniejsze, i wystarczy zajrzeć w bramę żeby zachwycić się znów
Nie pamiętam kiedy ostatnio z takim wytęsknieniem czekałam na poranną kawę... i gdy tylko wybiła ósma można było wreszcie usiąść przy kawiarnianym oknie, sączyć capuccino, obserwować ulicę... i poczuć się jak w Krakowie;))) nie wiedzieć kiedy zmęczenie odeszło w kąt a na twarze wrócił uśmiech
A potem wycieczka z przewodnikiem - po której pozostało ogólne przekonanie, że Lwów to miasto cerkwi i kościołów wszelkich możliwych wyznań. I że co za dużo to niezdrowo.
A po drodze...
Dziewczyna sprzedająca lizaki |
Posąg całkiem kompletny |
(bardzo filmowa) ulica o trzech nazwach |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz